15 września 2013

Django, reż. Sergio Corbucci, 1966

Django! Django, have you always been alone?
Django! Django, have you never loved again?

Przez prerie idzie mężczyzna w czerni i ciągnie za sobą trumnę. Pojawia się piosenka tytułowa i czołówka.

Rok 1966. Sergio Leone kończy trylogię dolara (Dobry, zły i brzydki). Tymczasem jeden z jego „uczniów” Sergio Corbucci bierze to co najlepsze od swojego prekursora (sposób kadrowania, gwałtowna zmiana planów), jednocześnie nie rezygnując z zabawy jaką może dać włoska produkcja (akcja, przemoc, wisielczy humor) tworząc bohatera na gruncie strangera, w którą wcielał się Clint Eastwood. I tak powstaje Django, a odtwórca głównej roli – Franco Nero- zdobywa sporą popularność, ale mimo tego sama jego postać żyje w cieniu kreacji Eastwooda.

Nie zmienia to faktu, że o ile wiele osób wrzuca kino Leone do jednego worka wraz z klasycznymi westernami, tego nie można zrobić z filmami Corbucci'ego. Django to bowiem rasowy spaghetti western, który odrzuca wszystkie klasyczne ideały.

Franco Nero kreuje postać dwuznaczną – z jednej strony sympatyczną, odważną i błyskotliwą z drugiej zaś piekielne chciwą. Nie brak jej determinacji i charyzmy. Jego Django nie jest przesadny w mimice ani geście, z łagodnym uśmieszkiem wydaje się sympatyczniejszą wersją nieznajomego. Nie tworzy również nic wybitnego ale rola nie drażni, gdyż stworzona jest niemal szablonowo pod spaghetti westerny.
Kadr z filmu Django, 1966

Jest również ocieranie się o kicz, choć w niektórych produkcjach (szczególnie tych sprzed roku 1960) jest on niejednokrotnie przekroczony. Ani zawartość trumny ani tym bardziej ostatnia scena, zgrabnie utrzymująca napięcie i element dramaturgii, bynajmniej nie trąci brakiem logiki, chociażby dlatego że film od początku nie udaje kina ambitnego, ale rozrywkę kategorii B.

Zarówno prolog jak i epilog nosi za sobą symbolikę bohatera, gdyż Django przypomina kogoś, kto powstał z grobu, żyje na krawędzi, ciągnie za sobą śmierć i nią się otacza. A witanie wschodu słońca na tle rozmieszczonych nagrobków jeszcze tę alegorię potęguje.

Ocena ogólna 4-/6
Scenariusz i reżyseria 4/6
Zdjęcia 4/6
Aktorstwo 3+/6
Muzyka 5/6
Klimat 4/6

3 komentarze:

  1. Dla mnie był strasznie kcizowaty, ale jednocześnie zaskakiwał oryginalnymi pomysłami i tym niesamowitym klimatem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Ten film ma w sobie sporą dawkę kiczu, ale podobało mi się, że nie udaje tego czym nie jest. To po prostu zabawa, ma dać widzowi trochę napięcia i śmiechu. Ale nawet ten średniej klasy spaghetti western potrafi utrwalić się w pamięci, poprzez czołówkę - po prostu obłędna.

      Usuń
    2. Mi jeszcze mocno zapadła w pamięć scena z Ku Klux Klanem :D

      No i te dialogi, momentami totalnie sztuczne, ale jednocześnie Stallone i Schwarzenegger niejeden tekst mogliby podłapać :D

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...