Film oglądałam dość dawno, był mi potrzebny do napisania pracy licencjackiej. Ostatnio odświeżyłam seans i jak się okazało, ponownie dostarczył mi sporo emocji, stąd pojawiła się ta recenzja. Historia zaczyna się od śmierci - podczas porodu młoda Rosjanka umiera w szpitalu. Dzieckiem zajmuje się pielęgniarka Anna. Postanawia odnaleźć dla niego dom. Podczas czytania dziennika dziewczyny dowiaduje się, że była ona prostytutką. Anna trafia na ślad rosyjskiej mafii zajmującej się m.in. handlem żywym towarem.
O Wschodnich obietnicach nie można mówić, że ma perfekcyjną reżyserię, a przy tym genialną realizację. Film ma wiele minusów, nieścisłości, słaby montaż, a wszystkie te techniczne błędy są spowodowane pociętym, oryginalnym scenariuszem.
Ze względu na sporą dawkę okrucieństwa nie jest przeznaczony dla osób wrażliwych. Rosyjska mafia osiadła w Wielkiej Brytanii nie używa do rozwiązania konfliktu pistoletów, ale noże. Scena z podrzynaniem gardła pojawia się dwukrotnie, a do tego mamy jeszcze słynną krwawą sekwencję w tureckiej łaźni, gdzie nagi Viggo Mortensen urządza prawdziwą rzeź.
Największym plusem całego dzieła jest obsada i stworzone przez nich, niejednowymiarowe, budzące sprzeczne uczucia postaci. Między sobą aktorzy stworzyli niesamowitą więź, a pomiędzy ich bohaterami widać ciekawie utworzony trójkąt miłosny.
Nietypową i oryginalną ścieżkę obrał sobie Viggo Mortensen, tworząc Nikolai’a Luzhin’a, rosyjskiego grabarza i szofera. Antybohater ten ma w sobie tyle godności oraz arogancji, że na długo po seansie trudno jest tak po prostu o nim zapomnieć. Ograniczone, poczciwe wręcz uspokajające ruchy dłoni i niemal kamienna twarz. Ostudzony entuzjazm, którym nas karmi wzbudza pokrewne uczucie niepokoju.. Zamiast słów, przez twarz Nikolaia często przebiega ledwie widoczny uśmiech. I nie jest on ani ironiczny ani złośliwy. Tylko smutny. Bohater Mortensena nie jest papierowy, prosty czy płaski. Gasi papierosa na języku, odcina nieboszczykowi palce, by za chwilę pomóc młodej pielęgniarce Annie w odnalezieniu rodziny dla pewnego dziecka. Choć przy jednym z pierwszych spotkań kobieta odczuła do niego niechęć. Scenarzysta tak opisał wygląd Nikolai’a- „Jest arogancki i wygląda protekcjonalnie, gwałtownie. Mówią o tym również jego twarz, garnitur i tatuaże”(Knight S., Sreenplay Eastern Promises, www.script-o-rama.com). Aktor tchnął ducha w swoją postać, nie tylko jeśli chodzi o elementy wizualne, ale również i intonację, akcent i barwę głosu. Nikolai poprzez podejmowanie różnych sprzecznych wyborów należy do elity genialnie stworzonych antybohaterów. Z jednej strony do zła pcha go syn gangstera Kirill to z drugiej strony pojawia się Anna, dzięki której dokonuje ludzkich czynów. Obie postacie są dla Nikolaia ważne i jednocześnie niebezpieczne. Zarówno Kirill jak i Anna mocno go kochają, przez co różnie wpływają na jego decyzje. Ale trzeba również wspomnieć, że sam Nikolai będąc świetnym manipulantem potrafi kierować poczynaniami obu tych osób. Nie do końca wiadomo czy potrafi obdarzyć kogoś szczerym uczuciem.
Przy głównej roli warto jest zwrócić uwagę również na drugi plan. W filmie stworzył doskonałą kreację, obalając w ten sposób mit gangstera – twardziela. Vincent Cassel i jego Kirill obdarł swojego antybohatera z samokontroli oraz łagodności. Rzucił się w wir improwizacji, gra całym ciałem tak silnie i porywczo, że widz oglądając go wstrzymuje oddech. Nie wiadomo jak się zachowa w danym momencie. Jest nieokrzesany, niekontrolowany, przez co niesamowity. Kirill jest jedynym synem rosyjskiego mafiosa. Jest postacią wybuchową, pyskatą i impulsywną. Nigdy nie wiadomo jak zareaguje na to co się wokół niego dzieje. Dość długo ukazywany jest jako postać wyjątkowo agresywną, skłonna do pijaństwa i histerycznego napadu złości. Ta agresja, którą tak perfekcyjnie kreuje Cassell jest spowodowana brakiem miłości i akceptacji ze strony ojca, który nie może znieść, że jego jedyny syn jest homoseksualistą. Poniżany i bity Kirill, również zachowuje się brutalnie wobec osób „niższego szczebla” w gangu. Mamy tym samym ukazanie nowego oblicza gangstera, który nie tylko nie może spełnić wymagań surowego ojca, ale również pogodzić się z tym kim jest. W efekcie zakochuje się w Nikolaiu, swoim kierowcy, gdyż tamten jest mu uległy i posłuszny. Choć trudno do końca stwierdzić czy ze strony Nikolaia jest to przyzwyczajenie, cierpliwość czy tylko gra.
Vincent Cassell i Viggo Mortensen, kadr z filmu Wschodnie obietnice,
dyst. Focus Features.
Naomi Watts stworzyła ze swojej bohaterki Anny równowagę dla Kirilla Vincenta Cassella i podporę dla Nikolaia Viggo Mortensena. Jej postać, choć może trąci naiwnością należy do bardzo dobrze wykreowanych ról. Bowiem Anna nie jest tak namacalna jak Kirill czy Nikolai, to raczej symbol dobra i niewinności, nadziei nie tylko dla dziecka, któremu poszukuje domu, ale również dla obu męskich bohaterów. Watts nawet w najbardziej emocjonalnych scenach nie przesadzała z silną stylizacją w swojej kreacji, a pomimo tego tworzyła coś więcej niż tylko tło.
Na uwagę zasługuje muzyka. W zestawieniu z brutalnością na ekranie tworzy dla obrazu dość nietypową otoczkę. W niektórych fragmentach największą rolę odgrywają skrzypce, ale jest także męski chór czy trąbka.
Wschodnie obietnice pomimo kiepskiego montażu, a przez to kilku nieścisłości należy do interesującej hybrydy gatunkowej, w której choć powinno być sporo z kina gangsterskiego i kryminału jest najwięcej dramatu jednostki. Ważne są w nim emocje, sprzeczność bohaterów i przewrotność w ukazywaniu prostej historii. To czyni dzieło Cronenberga może nie najlepsze w jego karierze, ale z pewnością jedne z najbardziej poruszających.
Coś czuję, że to za brutalne na moję delikatną, dziecięcą psychikę ;-)
OdpowiedzUsuńDość brutalny i podczas pierwszego seansu, kilka lat temu był dla mnie przerażający. Teraz już nie wydał mi się aż tak okrutny (widziałam już gorsze sceny). Niemniej jednak, wbrew pozorom to dość poruszający obraz z genialnym Viggo Mortensen'em :-)
OdpowiedzUsuńTo nie jest nowa dla kina relacja w "trójkącie" : boss - prawa ręka - lewa niesprawna ręka, czyli syn. Jednak tutaj, jak to napisałaś, dzięki doskonałym kreacjom, produkcja wznosi się na inny poziom. To prawda, film jest brutalny. ale to Cronenberg, więc poniekąd musi taki być. Sceną, którą najlepiej pamiętam jest ta rzeźnia w przebieralni. Pokazana do cna surowo i brutalnie. Reasumując, dobry film :)
UsuńTak, Cronenberg jest mistrzem brutalnych, a czasami nawet i obrzydliwych obrazów. Oglądając "Niebezpieczną metodę" byłam zaskoczona, że nie było żadnej takowej sceny ;-)
Usuń