Połączenie naturalizmu Viktora Hugo i musicalowej wzniosłej pieśni to ryzykowna zagrywka. Zwłaszcza jeśli planuje się ją przenieść na ekran kinowy. Złamanie dość sztywnej konwencji w takim gatunku, wywoła zarówno zachwyt jak i zniechęcenie. Jakkolwiek by nie było nikt nie pozostanie obojętnym. A przecież o to twórcom w szczególności chodziło.
Przyznaję, że nie jestem tak podatna na wdzięki muzyki jak amerykanie, stąd mój entuzjazm nad Nędznikami jest nieco mniejszy, co nie oznacza, że ocena będzie negatywna.
Filmowa adaptacja chyli się nieco ku scenicznej wersji. Bohaterowie prowadzą monologi, wypowiadają je wprost do kamery, na bliskim planie. Chociaż momentami było to zbyt chaotyczne, albo co najmniej osobliwe, zwłaszcza gdy Hugh Jackman zderza się z operatorem, który akurat filmował go kamerą z ręki, to jednak zasługuje w jakimś stopniu na uznanie. Brzydota postaci i duchota miejsc w jakich się znajdują nadają filmowi ponurego klimatu. Do tego dodano przerywniki w postaci scen z hollywoodzkim rozmachem, aby widz odczuł różnicę pomiędzy sceniczną wersją, a filmową.
Kadr z musicalu Nędznicy, 2012, dyst. Universal Pictures
Musical to przede wszystkim aktorzy. To oni, jak w żadnym innym gatunku, sprawiają, że film jest dobry albo zły. Nędznicy to kolejna produkcja, która ma zarówno jasne jak i ciemne strony w obsadzie.
Hugh Jackman najbardziej odnalazł się na planie. I to on podniósł film do wyższej rangi, poprzez swoje muzykalne ucho. Każde słowo, które wypowiadał, nawet wydawałoby się najbardziej sztywny tekst, brzmiał tak samo pięknie jak odśpiewanie słynnych musicalowych pieśni.
Anne Hathaway pomimo iż rola jej była dużo mniejsza niż powinna być, aby zasługiwała na miano drugoplanowej, to jednak rozpacz jaką potrafiła wydobyć i cały tragizm matki poruszyło chyba niejedno serce na sali kinowej. Wątek Fantyny to zdecydowanie najmocniejszy element w całym filmie. Złoty glob otrzymany, a Oscar to zapewne kwestia formalna.
Pozostała część obsady wypadła słabiej, chociaż w przypadku jednego aktora nie można mówić o całkowitej porażce. Russell Crowe, który jest rewelacyjnym aktorem, nie do końca odnalazł się w roli jaką mu powierzono. Piosenki były w miarę czyste, ale odśpiewany tekst w jednej tonacji, brzmiał bardziej zabawnie niż podniośle. Nawet nie mógł się obronić gestem czy mimiką, bo jego bohater został całkowicie w nich stonowany. Jednak The Confrontation, czyli pojedynku z Jackmanem, uważam za idealnie rozegraną oraz najlepszą scenę jaka się pojawiła w filmie, zarówno pod względem wizualnym jak i słuchowym.
Najgorzej wypadła Amanda Seyfield, której słowa przez zbyt wysoki ton, były momentami niezrozumiałe. Aktorsko ograniczono ją do uroczych uśmiechów i trzepotania rzęsami. Zmarnowany talent, gdyż Sayfield choć nie należy do rewelacyjnych aktorek, to jednak może dać z siebie więcej, co udowodniła innymi filmami. I z tego co pamiętam, jej barwa głosu brzmiał dużo lepiej we wcześniejszych produkcjach.
Ciężką formę i tematykę próbowano odciążyć scenami z rodziną Thenardier. I choć zarówno skoczna melodia jak i sami aktorzy (Sasha Baroh Cohen i Helena Bohdan Carter) wprowadzali uśmiech na twarzy to jednak całkowicie nie zdołali rozluźnić duszącej atmosfery śmierci i nieustannych porażek. Stąd nie do końca zrozumiałam po co wrzucono ich do filmu w tak groteskowej postaci.
Film poniekąd udowodnił, że pieśń może działać silniej od słowa. Nędznicy zapewne poruszyli niejedną osobę, nie wiem czy od początku do końca, gdyż jak wspominałam, sama aż w takiej skali tego nie odczułam. Pojedyncze piosenki były rzeczywiście cudownie odśpiewane, na twarzach aktorów malowały się odpowiednie emocje, co jeszcze wzmocniło ten efekt. Były sceny, które zapadają w pamięć, jak choćby barykada utworzona przez rewolucjonistów z pieśnią Do You Hear the People Sing?, czy pojedynek Valjeana z Javierem.
Pomimo tego w głowie kołacze mi się pytanie, w którą stronę poszła filmowa adaptacja? Twórcy wymieszali teatralność z wizualnym splendorem. Dlatego ocenianie czy Nędznicy są hołdem dla ambitnego dzieła czy kolejną superprodukcją pozostawiam każdemu z osobna.
0 komentarze:
Prześlij komentarz