16 lutego 2013

Oscary 2013 - Najlepsza drugoplanowa rola męska

Oscary to najbardziej prestiżowe na całym świecie święto kina. Nie będę oceniać czy jest bardziej targowiskiem próżności czy podstawowym argumentem świadczącym o wielkości danego dzieła bądź artysty. Werdykt akademii jest często niezrozumiały i niemal zawsze dyskusyjny. To, że liczy się wcześniejsza pula nagród za konkretny film wie niemal każdy.

Oscary próbują odzyskać dawną twarz nominując filmy z całego świata, biorąc pod uwagę kino ambitne albo te wzbudzające kontrowersje. Jak to się ma do roku 2013?

Oczywiście można się spierać, który film i która rola jest najlepsza. Wiadomo, że w większości ocena jest subiektywna.

Dlatego zamiast spekulacji, zajmę się analizą wszystkich nominowanych kreacji aktorskich. Nie będę ich do siebie porównywać, gdyż nie byłoby to uczciwe. Każda rola wymagała innego poświecenia ze strony aktorów (mniejszego lub większego w zależności od doświadczenia i talentu). Wolę zająć się krótkim podsumowaniem każdej roli osobno.

Zacznę od ról drugoplanowych męskich.

Alan Arkin Argo, postać: Lester Siegel

To jest prawdziwy plus filmu Argo. Arkin słynie z ról wyjątkowo wyważonych. Dotyczy to również tej postaci. Niechlubny fach jego bohatera powinien zaprzeczać szczerej i ciepłej postawie. Ironizuje, a przy tym sympatyzuje z widzem. Trudno nie odwzajemnić uczucia.

Robert De Niro Silver Linings Playbook (Poradnik pozytywnego myślenia), postać: Pat Solitano senior

Zarówno ciepła jak i irytująca rola ojca. De Niro kojarzył mi się ze swoimi wcześniejszymi, lepszymi kreacjami. Tak samo dobrze uderza pięścią jak i płacze. Nie musi udawać, bo to co mówi jest po prostu szczere. Twarz, gesty czy postawa idealnie oddają realistyczny obraz głowy rodziny. Nie przesadza, nie hiperbolizuje. Jest postacią z krwi i kości, ale wyrwanej ze schematu cudownego tatusia. Nie boi się pokazywać wad swojej postaci, a nawet bardziej je demonstruje. Przez to dobre słowo z jego ust wydaje się bardziej przejmujące. Pod wrażeniem.

Philip Seymour Hoffman The master (Mistrz), postać: Lancaster Dodd

Klasa. Wydawałoby się, że nie może bardziej zaskoczyć, a jednak. Aktor ten może mówić dużo albo nie mówić wcale, a efekt jego pracy jest tak samo piorunujący. Jego wizjoner mocno zaskakuje, a przez to przeraża, mąci. Hoffman tworzy bohatera dwuznacznego, który wydaje się oślizgły i jednocześnie magnetyczny. Nie ma sobie równych.

Tommy Lee Jones Lincoln, postać: Thaddeus Stevens

Ponurak z sercem. Nie zmienia się od wieków. W każdym filmie jest tak samo markotny, zjadliwy, momentami impulsywny, co swojski i sympatyczny. Postać Stevensa wydawała się niemal pod niego napisana, przez co mogła być mało ożywcza. Jednak Jones dodał trochę od siebie. Piękne emocje, siłę charakteru bez patosu i nadęcia. Brawo.

Christoph Waltz Django Unchained, postać: King Schultz

"You silver tongued devil you". Waltz ponownie rzuca czar na widza. Przez jego twarz przechodzi cała gama uczuć, które otwarcie pokazuje. Przerysowanym gestem, dodatkowo ubarwia swojego bohatera. Schultz niemal całą uwagę skupia na sobie. Jest tak samo dżentelmenem co barbarzyńcą, choć trudno było do tej pory pomyśleć, że taka rola jest możliwa do pokazania. Tak trzymać.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...