14 marca 2013

Black swan (Czarny łabędź, reż. Darren Aronofsky, 2010)

Umiejętność pokazania brzydoty w balecie jest niezmiernie trudna. Zwłaszcza jeśli główna bohaterka ma delikatną twarz i eteryczne ciało Natalie Portman. Dlatego niezbędne są inne środki, które skutecznie potrafiłyby zniechęcić do określenia tejże sztuki jako coś pięknego. Darren Aronofsky tak właśnie uczynił: za pomocą elementów wykorzystywanych w horrorze, gore i surrealizmie, doszczętnie oszpecił widzom Jezioro łabędzie. Do tego dorzucił szaleństwo, naturalizm oraz niewielką dawkę erotyzmu. Tym samym jedni widzowie się zachwycą, a inni pokręcą nosem.

Film opowiada o młodej baletnicy Ninie, która walczy o główną, podwójną kreację w Jeziorze łabędzim. Dziewczyna ciężko i wytrwale trenuje. Jest osobą wrażliwą, nieśmiałą oraz zamkniętą w czterech ścianach, przez nadopiekuńczą matkę. Gdy dostaje szansę, okazuje się, że ma problem z udźwignięciem roli. Wkrótce przybywa do zespołu nowa uczennica Lilly. Nina podejrzewa, że dziewczyna pojawia się po to, aby zniszczyć jej początkującą, wielką karierę.

Oglądając Czarnego łabędzia czułam się oszukana. I bynajmniej nie chodziło mi o te elementy, które zniszczyły psychologię tegoż filmu. Najgorsze było wówczas niezdecydowanie odnośnie całej historii.

Twórcy nie do końca wiedzieli o czym będzie film: obłędzie, sztuce baletu, obsesji rywalizacji czy nacisku rodzica, którego marzenia się nie spełniły. Mamy tym samym wiele nadgryzionych wątków, których żaden nie został do końca zjedzony. Dlatego moją uwagę nie przykuło kiczowate ujęcie obłędu bohaterki, ale jej stłamszona seksualność. To w jak agresywny sposób wyzwala się w niej namiętność, jak wzburza się w niej krew. Każde kolejne zbliżenie jest kolejnym krokiem w stronę wściekłości, nienawiści, ale też zagubienia. W końcu dostaje upragnioną wolność. Niestety jest to wolność przypłacona własnym kosztem.

Reżyser dając aktorom swobodę, musi się liczyć z tym, że nie zawsze to może wyjść filmowi na lepsze. Aktor nie hamuje się w swojej grze, zwłaszcza jeśli ma do czynienia z postacią chorą psychicznie. Wykrzywia twarz i krzyczy, a więc niezmiernie mu trudno nie przekroczyć granicy między przerażeniem widza, a rozbawieniem go. Z grozy łatwo przejść do groteski.
Kadr z filmu Czarny łabędź, 2010, dyst. Fox Searchlight Pictures

Natalie Portman była gdzieś pomiędzy tymi elementami. Pokazała bohaterkę zamkniętą w sobie, nieśmiałą i dziewczęcą, która wewnątrz aż krzyczy z rozpaczy. Przerażające jest to, że aby osiągnąć spokój musiała stworzyć potworne alter ego. Chociaż dla mnie znacznie lepiej jej wyszło ukazanie ludzkiej twarzy niż tej ogarniętej furią i obłędem. Nie jest to niczym zaskakującym, gdyż aktorka miała taki sam problem jak jej ekranowa postać – zagrać białego łabędzia to pestka, ale czarnego zaś to wielkie wyzwanie. Zwłaszcza, że samo szaleństwo ukazane poprzez techniki montażowe, zdjęcia w lustrze, animacje czy charakteryzacje, odebrały jej możliwość pokazania kreacji w pełnym świetle.

W Czarnym łabędziu czuje się przesadność i kicz. Zbyt nasiloną stylizację, ekspresję na twarzy i dynamiczne obrazy. Może tak właśnie amerykanie widzą balet – jako coś ładnego tylko na zewnątrz. Wewnątrz zaś ukrywa się to co jak najbardziej ludzie: zazdrość, nienawiść i dążenie do celu za wszelką cenę.

Ocena ogólna 4-/6
Scenariusz i reżyseria 3/6
Zdjęcia 5/6
Aktorstwo 4/6
Scenografia/kostiumy/charakteryzacja 5/6
Klimat 3/6

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...