21 marca 2013

The master (Mistrz, reż. Paul Thomas Anderson, 2012)

Paul Thomas Anderson należy do twórców, których fascynuje mrok. I to ten zagnieżdżony w ludzkim umyśle. Zarówno w poprzednim Aż poleje się krew jak i obecnym Mistrzu dostrzegłam pewne podobieństwo. W pierwszym dziele bohater grany przez Paula Dano sam ogłosił się prorokiem trzeciego objawienia. W drugim natomiast postać, którą odgrywa Philip Seymour Hoffman, poszerza swoją działalność jako przywódca pewnego zgromadzenia. W obu przypadkach mamy również miotającą się jednostkę, pozbawioną moralności. Pomijając mniej lub bardziej widoczny konflikt etyczny, Mistrz jest intrygującym dziełem o odkrywaniu ludzkiej natury.

Anderson otumania gęstą atmosferą, podsyconą doskonałym aktorstwem. Muzyka przy nieruchomych kadrach oddaje ciężki charakter fabuły. Sceny wydają się żywymi obrazami, z przepiękną perspektywą, ciekawym kątem umiejscowienia kamery i egzotyczną scenografią.
Kadr z filmu Mistrz, 2012

Najmocniejszym punktem jest obsada, bez niej cała konstrukcja nie utrzymałaby tak wysokiego poziomu. Joaquin Phoenix stworzył coś tak dwuznacznego, złożonego oraz fascynującego, że odważę się powiedzieć iż jest to najbardziej oryginalna pierwszoplanowa rola od wielu lat. Gra całym sobą, widać na jego twarzy i postawie wyraźne kalectwo nie tylko ciała, ale również umysłu. Freddy jest jednocześnie odpychający jak i atrakcyjny. W konfrontacji z postaciami, jakie spotyka na swojej drodze, można porównać go do zwierzęcia, pchanego prze popęd. Jednak gdy spróbujemy spojrzeć z perspektywy widza jego bohater nabiera pozytywnej aury. Można mu przypisać szczerość, zagubienie oraz próbę odnalezienia siebie we współczesnym świecie.

silna stylizacja w wykonaniu Joaquina Phoenixa. Przykład sceny, która opiera się na samym aktorstwie, na planie zwanym półzbliżeniem (medium close-up)

Pozostali należą zarówno do przedłużonego ramienia Phoenixa jak i samodzielnych postaci. Kreują masę fanatycznych przekonań tak samo zepsutą, ale co gorsza, ślepo wierzącego we własne kłamstwa.

Philip Seymour Hoffman, milcząc jest tak samo przekonywujący jak wtedy, gdy mówi non stop. Uśmiechem i dobrocią, wydaje się zatajać swoją prawdziwą naturę. Postać mistrza jest niezwykle naturalna być może dlatego, że on sam wierzy w swoją wyjątkowość. Chociaż w starciu z Phoenixem wypada bez polotu, to gdy tylko kamera skierowana jest na niego, od razu przejmuje władzę nad widzem.

Amy Adams to idealna żona podkreślająca zaślepienie organizacji swojego męża. Delikatnym głosikiem, drobną posturą wydaje się jedyną „świętą” w całym towarzystwie.

przykład idealnie wkomponowanej muzyki w uderzenia maszyny do pisania i głosu aktorki. Pomimo prostoty scena wydaje się przez co nieco oderwana od rzeczywistości.

Mistrz może być interpretowany różnie, gdyż instynktownie odbiera się go subiektywnie. Od strony merytorycznej ma gorzką, ponurą wymowę, pozostawia pytania bez odpowiedzi Tutaj samemu trzeba szukać i nie dostaje się gwarancji, że się je odnajdzie. Od strony technicznej jest to fascynujące dzieło i w szczególności wyborna pożywka dla kinomanów.

Ocena ogólna: 5/6
Scenariusz i reżyseria: 5/6
Aktorstwo: 6/6
Muzyka: 5(w filmie), 3(oddzielnie)/6
Scenografia, kostiumy, charakteryzacja: 5/6
Klimat 6/6

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...