Kadr z filmu Imagine, dyst. Kino Świat
Od pewnego momentu, konstrukcja Imagine zaskakuje. Budowanie sceny, w której niewiele więcej widzimy od osób niewidomych, jednocześnie ogranicza tych, co są przyzwyczajeni, aby mieć wszystko podane jak na tacy i pobudza wyobraźnię osób, którym wystarczy powiedzieć „Wyobraź sobie”. I nie mówię tutaj o spowiciu obrazów w ciemnościach. Cały czas kamera skierowana jest na bohaterów, czasem przy bliskim planie, których reakcje śledzimy na ekranie. Raczej można tu użyć słów, że nie możemy zobaczyć nic, „Poza nimi”. A czuły dźwięk zarówno ten bezpośredni jak i zza kadru, wydaje się jeszcze ten efekt wzmacniać (szczególnie jeśli jest dobre nagłośnienie w kinie).
Kadr z filmu Imagine, dyst. Kino Świat
Aktorsko odważę się powiedzieć, że rola niewidomego od bardzo dawna nie miała tak dobrej kreacji. Przy ledwie zmiennej mimice, delikatności w barwie głosu i mocnej postawie Ian należy do postaci, których trudno wymazać z pamięci. Edward Hogg stworzył bohatera otwartego, odważnego i nieprzesadnie przyjaznego. Owszem, w jakimś stopniu jest to buntownik, ale przy tym należy wspomnieć o jego zdolnościach pedagogicznych i nowatorskich poglądach. Przy ciągle przewijających się w kinie ekscentrykach, psychopatach, złoczyńcach i antybohaterach Ian zmienia nieco obraz "tego dobrego", który jest równie (a może nawet i bardziej) od nich intrygujący.
Do całości mamy jeszcze skoczną- wplątaną między dźwięki- muzykę, przyjemną historię, ładnie wyważoną słodko-gorzka formę, która nadaje filmowi artystycznego tonu.
Od własnych odczuć mogę jedynie dodać, że Imagine wypadałoby obejrzeć dwa razy.
I przynajmniej raz z zamkniętymi oczami.
Ocena ogólna 5/6
Scenariusz i reżyseria 5/6
Dźwięk i muzyka 6/6
Obsada 5/6
Scenografia/kostiumy/charakteryzacja 6/6
Klimat 5/6
0 komentarze:
Prześlij komentarz