2 września 2013

Il grande Silenzio (Wielki Cisza, Człowiek zwany Ciszą, reż. Sergio Corbucci, 1968)

Zimowa sceneria. Przez zaspy przebija się jeździec. Zaatakowany przez grupę bandytów, odpowiada ogniem. Ocalały napastnik błaga go o życie. Wiemy, już że tajemnicy jeździec nazywa się Silence. I jest tak samo bezwzględny. Po incydencie otrzymuje zapłatę i rusza przed siebie.
Prolog. Kadr z filmu Wielki Cisza, dyst, MGM 

Czołówce towarzyszy muzyka Ennio Moriccone. Jean-Louis Trintignant i Klaus Kinski w filmie Sergio Corbucci’ego Il Grande Silenzio.

Rok 1968. Tak zaczyna się spaghetti western uważany przez krytyków za najlepszy w dorobku w. w . reżysera. Wielki Cisza burzy całą konwencję filmową, którą stworzył Leone, a on sam na jego podstawie pieczołowicie budował.

Mamy śnieg, partyzantów, czarnoskórą piękność. Miasteczko nie jest zastraszone przez bandytów, ale łowców nagród. Nieznajomy, poprzez niewielką retrospekcję, należy do postaci o ciekawej psychologii. Do tego oryginalne zakończenie i czarnych charakter, na którego poniekąd spada cała odpowiedzialność jeśli chodzi o rozluźnienie ponurej atmosfery filmu.

To, że film ma zupełnie inną formę odpowiada nie tylko reżyser, ale i aktorzy. Antagonista w wykonaniu Klausa Kinski nie przelewa w słowach, ale to na jego barkach spoczął „ciężar” w postaci dialogów, który do tej pory należały w większej mierze do protagonisty. Kinski oparł swojego bohatera na spokojnej kreacji, ale nie niepozbawionej charakteru. Ma charyzmę, siłę przekonywania, a jego błękitne oczy uderzają zarówno bezwzględnością jak i ironią. Inteligencja oraz spryt postaci osiąga punkt kulminacyjny przy scenie, gdzie jest próba jej sprowokowania do sięgnięcia po broń.

I tutaj warto przenieść zainteresowanie na protagonistę. Jean-Louis Trintignant grał mimiką i gestem. Jego twarz wyrażała wszystko co mógłby powiedzieć. Silence jest wbrew pozorom dość krwistym bohaterem. Bliżej mu do postaci z klasycznych westernów niż spaghetti dzieła. Mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że jest ludzki przez swoją delikatność i wrażliwość.

Muzyka gra na emocjach, ale nie ma w niej przesadny jak często zdarzało się (i nadal zdarza) w kinie amerykańskim. Wprowadza nastrój i buduje klimat, zarówno w scenach podniosłych, zabawnych jak i tych ponurych. Zarówno tutaj jak i innych dziełach Moriccone opiera utwory na dźwięku skrzypiec oraz chórze. Tak jak w przypadku poprzednich filmów i w Wielkim Cisza mamy do czynienia z niezwykłe skomponowanym głównym temacie muzycznym.

Wielki Cisza nie obronił się od mniej lub bardziej widocznych błędów logicznych (np. idealnie odśnieżone drogi, przez które przejeżdża dyliżans), ale mimo wszystko poprzez swoją oryginalność zasługuje na uwagę. Rzadko się bowiem zdarza, aby w latach wysypu konkretnego gatunku filmowego pojawił się film, który dosłownie niszczy całe jego podwaliny, a na mocnych fundamentach tworzy coś tak emocjonalnie pięknego.

Ocena ogólna 5-/6
Scenariusz i reżyseria 4-/6
Zdjęcia 4-/6
Aktorstwo 5/6 
Muzyka 6/6
Klimat 6/6

3 komentarze:

  1. O, tego jeszcze nie oglądałem :) Jedyny zgrzyt, że Kinskiego nie lubię, ale co tam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, w takim razie gorąco polecam! Nie jest bez błędów i sporo gra na emocjach (nie wiem czy akurat to lubisz). Do mnie trafił, zwłaszcza że wcześniej miałam za sobą wiele obejrzanych spaghetti westernów, a ten się wyjątkowo wyróżnia. Myślę, że Kinski gra porządnie, przyciąga wzrok. Również nie przepadam za jego grą, ale ze względu na sam film warto się poświęcić i obejrzeć. ;-)

      Usuń
    2. Brzmi zachęcająco, na pewno spróbuję, tym bardziej, że już dawno miałem ochotę zobaczyć coś więcej Corbucciego.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...