L’Eclipse (Zaćmienie), Michaelangelo Antonioni, 1962
Oczywiście dopóki się kochaliśmy nie było nic do rozumienia.
Kadr z filmu Zaćmienie, 1962
Świetnie stworzona postać zbuntowanej kobiety, która nie lubi stagnacji zarówno w życiu zawodowym jak i osobistym. W końcu, znudzona całą historią, postanawia również opuścić scenę, a tym samym swoją opowieść i film. Dla cierpliwych.
Pickpocket (Kieszonkowiec), Robert Bresson, 1959
Jenne, jakże długą drogę musiałem przebyć, by wreszcie do Ciebie dotrzeć.
Wbrew pozorom piękna, pozbawiona lukru, historia miłosna. Drobny złodziejaszek wpada we własne sidła uzależnienia od kradzieży. Tutaj gesty stanowią podstawę kreacji aktorskiej, całkowicie wypierają mimikę. Dla smakoszy.
Pierrot le fou (Szalony Piotruś), Jean Luc Godard, 1965
Mam pomysł na powieść. Zamiast o życiu ludzi… Mogło by to być o życiu, życiu samym w sobie, o tym co jest pomiędzy ludźmi… Przestrzeni, dźwięku i kolorach.
Kadr z filmu Szalony Piotruś, 1965
Bunt przeciwko realizmowi. Każdy chciałby porzucić dotychczasowe, nudne życie i zacząć żyć. Nawet najwyższym kosztem. Bohaterowie Godarda zawsze uroczo naiwni, beztroscy, kierujący się jedynie własnymi pragnieniami i instynktem. Luźny scenariusz, improwizacja aktorska, piosenki oraz konsekwencja w ukazywaniu barw francuskiej flagi. Nie dla tych, co liczą na zwięzłą fabułę, ale dla tych, co chcą zobaczyć perfekcyjne zastosowanie języka filmowego.
Un homme et une femme (Kobieta i mężczyzna), Claude Lelouch, 1966
Miłe złego początki, lecz koniec żałosny (…) to szaleństwo odrzucać szczęście.
Miał być ostatnią przystanią dla francuskiej nowej fali czy jednak należy do filmów, które z nią ostatecznie zerwały? Niezdecydowanie reżysera mocno odbiło się na jakości dzieła. Zbyt długie, nic nie znaczące ujęcia, czarno biała taśma przewlekana kolorem tworzą dosyć nijaki obraz postaci. Ładna muzyka, znana chyba każdemu. Zbudowany na futurospekcji. Aktorzy nie mieli specjalnie co grać, bo sceny między bohaterami są boleśnie umniejszone na rzecz tych sprzed ich spotkania. Dla niewymagających, którzy chcą po prostu obejrzeć historię pewnej miłości.
M, Fritz Lang, 1931
Nie panuję nad złem, które we mnie siedzi. Nad ogniem, głosami, całą tą męczarnią!
M jak morderca, a H jak hipokryzja. O zbrodniarzu z twarzą dziecka i obłudzie „uczciwego” społeczeństwa. Ściganie dzieciobójcy, który w końcu staje przed sądem lokalnego przestępczego podziemia. Genialna przemowa końcowa oraz aktorstwo Pettera Lore wcielającego się w tak niewdzięczną rolę. Niesamowite jest to, że w pewnym momencie odczuwa się wobec tej postaci współczucie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz