Druga część przygód Bilba i kompanii Thorina Dębowej Tarczy na pewno nie zawiedzie tych, którym niespecjalnie podobała się część pierwsza ze względu na formę przedstawienia historii. Jackson odciął pępowinę nie tylko od trylogii pierścienia, ale również oddalił się od Niezwykłej podróży. Dostaniemy łagodne nawiązania, pozbawione bezczelnej kalki. Tym samym więcej Hobbita w Pustkowiu Smauga niż Władcy Pierścieni. Czuje się powrót do Śródziemia, ale nie ma w tym przeszarżowania. Moim zdaniem nawet wymyślony wątek romansowy nie wydaje się aż tak zaburzać rytmu filmu. Można go potraktować jako złapanie oddechu przed kolejnym skokiem w wodę. Pomimo wszystko wielbiciele wiernych ekranizacji książek zapewne będą jeszcze bardziej niezadowoleni. Hobbit to wyjątkowo swobodna adaptacja, pełna luźnych nawiązań i własnych pomysłów, a jak wiadomo nie każdemu tak duże zmiany odpowiadają.
Najbardziej oddziela Pustkowie Smauga od Niezwykłej podróży elementy makabry. Bowiem bajkowość jest wymieszana z groteską i okrucieństwem jak nabijanie ciał oraz różne metody ucinania głów orków. Nie zabrakło jednak fantastyczności już zapoczątkowanej w pierwszym Hobbicie np., przy leceniu beczki z Bomburem, odbijającej się od skał niczym piłka. Sam spływ beczkami nakręcony spektakularnie, a przekazywanie sobie pomiędzy krasnoludami broni prezentuje się znakomicie i nawet nutka naiwności nie jest w stanie jej przyćmić.
Najlepsze dla mnie sceny to te, rozgrywające się w Mrocznej Puszczy. Początkowe halucynacje kompanów Thorina, niczym psychodeliczne wizje, nadają grozy temu wątkowi. Ponad to, dla ukazania upływu czasu zastosowano dosyć mało popularne jak na kino rozrywkowe przejścia montażowe, które idealnie tam wpasowano.
Kadr z filmu Hobbit: Pustkowie Smauga, 2013, dyst. Warner Bros
Aktorsko jest nadal bardzo dobrze. Długa droga, pełna wyrzeczeń, powoduje iż pomału postacie przechodzą kolosalne zmiany nie tylko w charakterze, ale również we własnym kodeksie moralnym. Thorin z tragicznego bohatera przeobraża się nieokrzesanego, egoistycznego furiata, zaś na poważnej twarzy Bilba można już zauważyć delikatne oznaki obłędu. Zarówno Richard Armitage jak i Martin Freeman świetnie kreują swoich bohaterów. Obaj są ofiarami zaślepienia - jeden władzy, drugi zaś pierścienia.
Co do szaty wizualnej i dźwiękowej niewielu widzów będzie kręcić nosem. Choć głos Benedicta Cumberbatcha jako Smauga nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia, to sam wygląd smoka prezentował się znakomicie, a spotkanie face to face z Bilbem należy do ciekawszych wątków w filmie. Podobnie zresztą jak ukazanie domu Beorna, miasta nad wodą czy Mrocznej Puszczy. Każde z tych miejsc dopieszczone w najmniejszych detalach, jest prawdziwym majstersztykiem.
Pustkowie Smauga kończy się w najbardziej emocjonującym momencie, stąd co po niektórzy mogą się poczuć zawiedzeni, takim brutalnie urwanym wątkiem. Jest sporo niedociągnięć oraz dłużyzn, kilka ryzykownych, nowatorskich pomysłów. Nie zmienia to jednak faktu, że Hobbit zachwyca i wciąga na różnych płaszczyznach - zarówno tych wizualno - dźwiękowym jak i samej historii.
Po tejże recenzji jeszcze bardziej czuję potrzebę wybrania się do kina na Hobbita :) Pierwsza część była całkiem OK, aczkolwiek makabryczne elementy też tam były obecne, więc skoro tutaj jest ich więcej to muszę się psychicznie nastawić na mocne wrażenia hehe ;)
OdpowiedzUsuńPo seansie stwierdzam że nie rozczarował mnie film, zachęcam do oglądania :)
OdpowiedzUsuńJeden z nielicznych filmów, które ostatnio widziałam i się nie zawiodłam. Nastawiłam się dość sceptycznie, a otrzymałam całkiem niezłe kino przygodowo- fantastyczne.
OdpowiedzUsuń