Na Co jest grane, Davis? czekałam z niecierpliwością i muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Czasem może kręciłam nosem nad fabułą oraz wyborem niektórych aktorów, ale jednak jeśli chodzi o warsztat dostałam to, co najlepsze. Co w dziełach Ethana i Joela Coenów jest takiego wyjątkowego? Nigdy nie mam do czynienia z komedią, tragedią, kryminałem, kinem gangsterskim czy westernem. Jest to po prostu nowy film braci Coenów, charakteryzujący się surowym klimatem, zabawą z konwencją, grą z widzem i specyficzną techniką montażową.
Oscar Isaac jako Llewyn Davis,
Kadr z filmu Co jest grane, Davis?, dyst. CBS Films
Zacznę od warstwy fabularnej. Reżyserzy mają ulubiony sposób prowadzenia swojego bohatera, a
mianowicie uwielbiają mu rzucać kłody pod nogi. Nie ważne czy postać chce coś zmienić w swoim życiu czy nie (zwykle chce, ale i tak mu nie wychodzi). Pasmo nieszczęść spada na niego niczym na biblijnego Hioba. I tym właśnie poniekąd okrutnym przedstawianiem historii, Davis przypomina mi wszystkie postacie Coenów (począwszy od Ray'a w Śmiertelnie proste, a skończywszy na Mattie Ross w Prawdziwym męstwie). I tak jak w przypadku każdego ich dzieła- w końcu wymęczony i zrezygnowany bohater- zostaje pozostawiony sam sobie.
Swoboda dialogów nie do końca przełożyła się na dobre ich odegranie. Oscar Isaac, wcielający się głównego bohatera czy John Goodman radzili sobie z nimi bardzo dobrze, odpowiednio wgryzając się w kwestie swoich postaci (z Goodmanem nic nowego zważywszy na to, że jest jednym z ulubionych aktorów reżyserów). Dużo gorzej wypadła już Carey Mulligan. Głos ma rzeczywiście piękny, a urodę wyjątkowo urokliwą jednak sposób grania zupełnie odbiegał od tego co bohaterka powinna sobą przekazać. Złość nie wyglądała ani zabawnie ani tragicznie z lawiną wulgaryzmów prezentowała się wyjątkowo irytująco.
Plusem natomiast jest świetnie wyważony tragi-komizm. U reżyserów nigdy nie jest nachalny i przesadny co dotyczy również Co jest grane, Davis? Poza pokrętnymi dialogami, humor często jest związany z wykorzystaniem przestrzeni zamkniętej w niezwykły, komiczny sposób. W tym wypadku mamy ciasny korytarz i drzwi po obu jego stronach, przez który trudno jest się przecisnąć jednej postaci, a co dopiero dwóm.
Kadr z filmu Co jest grane, Davis?, dyst. CBS Films
O ile widzowie dzielą się na tych co im się podoba fabuła i na tych którym wydaje się smętna i nudna, o tyle w przypadku warsztatu myślę, że wszyscy są zgodni. Zarówno operatorstwo (w tym doskonale dobrana stonowana kolorystyka zdjęć), dźwięk, muzyka, oświetlenie jak i montaż są zrobione na najwyższym poziomie. Zacznę może od warstwy wizualnej. Na zewnątrz cały plener tonie w swoistej mgle, szarości i bieli, a bohater snuje się po mieście z gitarą i kotem. Natomiast we wnętrzach klubów mamy prawdziwą perfekcję w postaci oświetlenia dobywającego się z kilku punktów, tym samym są nie tylko elementem technicznym scenografii, ale również ozdobnikiem dla pomieszczenia.
Kadr z filmu Co jest grane, Davis?, dyst. CBS Films
Ciekawą kwestią charakteryzującą Coenów jest stosowanie przez nich jednej ze swoich ulubionych technik montażowych czyli przenikania. Tutaj mamy do czynienia z czynnikiem wskazującym upływ czasu i zmianę miejsca, który w efekcie końcowym okazuje się elementem wprowadzającym do scen rozgrywających się przed wcześniej zaistniałą sytuacją.
Gif ze sceny z filmu Co jest grane, Davis?, dyst. CBS Films
Co do warstwy dźwiękowej w tym muzycznym spektaklu piosenki są z gatunku folku, więc nie każdemu mogą one odpowiadać. Dla mnie gitara i nostalgiczny ton głosu głównego bohatera zdecydowanie wystarczył, aby poczuć klimat historii. Dźwięk jest wyjątkowo czuły, wyraźny, a do tego bardzo dobrze zmontowany.
Podsumowując Co jest grane, Davis? Jest kolejnym w dorobku dobrym filmem Ethana i Joela Coenów. Nie można mówić o nim jak o arcydziele, ale na pewno reżyserzy nie obniżyli standardu swojego dorobku. Mam wrażenie, że dźwiękowo go nawet mocno wzbogacili.
Ocena ogólna 5/6
Scenariusz i reżyseria 4+/6
Aktorstwo 4+/6
Zdjęcia 5/6
Oświetlenie 6/6
Klimat 6/6
Ze zdjęć wynika, że klimat dość mrrrrroczny...
OdpowiedzUsuńKlimat nie jest ani trochę mroczny, ale za to melancholijny ;-) Zdjęcia wydają się oddawać nastrój głównego bohatera. Polecam. Przesłuchaj soundtrack.
Usuńbracia Coen nie należą do moich ulubionych reżyserów, a na pewno nie do tych najbardziej znanych, stąd nie miałam specjalnych oczekiwań od seansu. później czytałam sporo porównań do ich poprzednich produkcji (że jest po trochę wszystkiego, co najlepsze), jednak w moim przypadku 'Inside Llewyn' oglądałam jak odrębny tytuł.
OdpowiedzUsuńbył to seans bardzo udany - technicznie nie miałam się do czego przyczepić, muzyka mnie urzekła, a Llewyn nie irytował tak jak Frances Ha. po przeczytaniu Twojej recenzji nie zgodzę się jedynie z oceną Carey Mulligan, która bardzo mi się podobała w roli Jean.
pozdrawiam, będę zaglądać i zapraszam do mnie :)
O, widzisz. Zauważyłam, że co do gry Mulligan zdania są podzielone (w tym filmie rzecz jasna, gdyż ogólnie aktorką moim zdaniem jest niezłą). Dla mnie to co mówiła brzmiało nierealistycznie. Wydawało mi się iż źle wymawiała tekst, szczególnie w chwilach, w których jej bohaterka wyrażała złość. Chociaż właściwie "winię" tu bardziej dialogi niż nią. Coeni piszą dość specyficznie, często ocierają się o absurd i groteskę. Nie każdy aktor potrafi się odpowiednio wgryźć w kwestie, a tym samym odpowiednio je interpretować. Ale postać sama w sobie była wyjątkowo urocza:)
UsuńDziękuję za komentarz i również pozdrawiam.